Forum Forum Nieoficjalnej Strony Gminy Nowa Brzeźnica Strona Główna Forum Nieoficjalnej Strony Gminy Nowa Brzeźnica
www.nowabrzeznica.fora.pl
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Historia Prusicka
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Nieoficjalnej Strony Gminy Nowa Brzeźnica Strona Główna -> PRUSICKO
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Stasiex




Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Jastrzębie Zdrój / Prusicko

PostWysłany: Śro 9:43, 18 Mar 2009    Temat postu:

Jadąc Traktem Kruszyńskim w pobliżu Janowa (leśniczówka) stoi tam kapliczka z około 1800 roku . Wśród mieszkańców Prusicka krąży opowieść o tym miejscu . Podrużujący Traktem Kruszyńskim , przewozili ze sobą małe dziecko , które było bardzo chore nie mając żadnego ratunku ani pomocy zmarło w tym miejscu . Dla upamiętnienia tej tragedii rodzice postanowili upamiętnić to miejsce budując kapliczkę . Po zapoznaniu się z mapami z 1932 roku Trakt Kruszyński ( obecnie droga gruntowa) miał taką samą rangę komunikacyjną jak droga z Częstochowy do Ważnych Młyn .

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Stasiex dnia Śro 9:45, 18 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Stasiex




Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Jastrzębie Zdrój / Prusicko

PostWysłany: Śro 10:30, 18 Mar 2009    Temat postu:

Po zajęciu okolicznych wiosek z za rzeki Warty przez wojska hitlerowskie, zaczęła się kolaboracja z okupantem , niektórzy mieszkańcy słabego charakteru , albo można domniemywać w celu uzyskania korzyści materialnych , zaczęli współpracować z hitlerowcami , czego skutkiem było bombardowanie osady Puchy (osada nad rzeką Wartą) . Hitlerowcy otrzymawszy że w tym rejonie są zgrupowane oddziały wojska polskiego , lotnictwo hitlerowskie postanowiło dokonać nalotu i zbombardowć wskazany teren przez swoich informatorów , celem było zniszczenie zgrupowania oddziałów w tym rejonie .

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Stasiex dnia Śro 10:33, 18 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Stasiex




Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Jastrzębie Zdrój / Prusicko

PostWysłany: Śro 16:27, 18 Mar 2009    Temat postu:

W Prusicku stała kapliczka data budowy określana była na XVIII wiek (okolice remizy OSP) . Pomimo że kapliczka była zbudowana w środkowej części miejscowości , był to bardzo urokliwy zakątek , któremu cały smaczek dodawały kasztanowce i lipa obok budynku p. Broniszewskich . Kapliczka miała wygląd z zewnątrz jak i w wewnątrz estetyczny wygląd , w oknach i drzwiach oszklone były kolorowe szybki co dawało całą gamę kolorów po wejściu do środka , gdzie w centralnym punkcie był umieszczony ołtarzyk z figurką Matki Boskiej . Ołtarzyk od wiosny do jesieni cały czas był przystrajany kwiatami z przydomowych ogródków , na okres zimy mieszkańcy przyozdabiali w kwiaty sztuczne oraz inne ozdoby . Z biegiem upływu czasu pomimo najlepszych starań mieszkańców Prusicka i prac remontowo - konserwatorskich czas i warunki atmosferyczne dokonały swojego dzieła . Mieszkańcy dzięki swojej pracowitości i ofiarności postanowili zbudować nową kapliczkę w tym samym miejscu . W chwili obecnej wkomponowanie tej kapliczki w otaczające kapliczkę budynki jest fascynujące , a dwa kasztanowce które rosną po bokach dodają całego smaku . Kapliczka po wybudowaniu ma inny wygląd z zewnątrz jak i wewnątrz i zostało zmienione wejście (od strony drogi asfaltowej) poprzednie było skierowane w równolegle do drogi (od nieruchomości p. Broniszewskiego).

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Stasiex dnia Śro 16:28, 18 Mar 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
stasiekwarzecha




Dołączył: 17 Lut 2009
Posty: 13
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: prusicko częstochowa

PostWysłany: Śro 22:49, 18 Mar 2009    Temat postu:

Fundatorem tej nowej kapliczki było małżenstwo Henryka i Haliny Przygodzkich

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Zenon z Prusicka




Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 23:38, 20 Mar 2009    Temat postu:

Dzięki ziomkowie! Wasze posty już stanowią kanwę do najnowszej historii Prusicka.

Moje uzupełnienie do postu Stasiex z 10 marca:

Młyn na Puchach

Odwołując się do mojej pamięci z czasów kiedy przeglądałem dokumenty „regestrów” podatkowych z połowy XIX wieku, to na dołączanych mapkach geodezyjnych na których zaznaczono „obiekty podatkowe” - z całą pewnością na Puchach był już oznaczony młyn. To mnie nie dziwiło, ale byłem zaskoczony istnieniem jeszcze dwóch podobnych obiektów położonych w niedalekiej odległości w górze Warty.
Jednym z tych obiektów był młyn który miał nazwę „młyn czeski” i zakład drzewny z nazwą „tartak niemiecki”.
Od kolonii Puchy aż do Ważnych Młynów nie było tego typu obiektów na Warcie, z czego można wnosić, ze młyn „Krawczycki” został zbudowany znacznie później. Prawdopodobnie dopiero wtedy, kiedy koryto Warty zostało odcięte od rozlewisk, co umożliwiało spiętrzenie wody.
Na Ważnych Młynach był też obiekt nazwany „młynem niemieckim”.
Niestety, nie udało mi się do dzisiaj ustalić, czym różnił się „młyn czeski” od „młyna niemieckiego”. Przypuszczam, ze były to nazwy regionalne i mogły odnosić się do konstrukcji napędu koła wodnego.
O młynie na Warcie koło Puch wspominał mi mój ojciec, który urodził się w tej kolonii w 1910 roku. Niestety – nic szczególnego z tych opowiadań nie pamiętam. Ale pamiętam rozmowy „dziadków” którzy dość często wspominali ten młyn, bo tylko w nim mielono „białą mąkę” a która była rarytasem dostępnym tylko dla bogatych gospodarzy z Prusicka.

W internetowej Wikipedii jest wzmianka o fryszerkach na Warcie w Prusicku. Trochę mnie to dziwi, bo nigdy nie spotkałem się z potwierdzeniem istnienia takiego obiektu w dokumentach historycznych od połowy XIX wieku - do których miałem dostęp. Chyba, że taki zakład istniał już w XVIII wieku a potem uległ zniszczeniu lub likwidacji?

. Most na Puchach.

Most przez Wartę na Puchach istniał jeszcze w latach 50 – tych. Jako dziecko, zapamiętałem ten most jako rodzaj szerokiej, prymitywnie zbudowanej kładki. Z tego powodu służył tylko do przejazdu chłopskim furmankom bez ładunku. Z opowiadań ojca wiem, ze taki most istniał „od zawsze” i nawet w czasie wojny nie był niszczony, a to z powodu uznania go za obiekt bez znaczenia strategicznego. W końcu lat 50 – tych, kiedy most kolejny raz został zniszczony przez spływającą krę, zastąpiono go kładką taką samą jaką była zbudowana na Moczydłach.
Przeprawa brodem przez Wartę podobnie jak na Moczydłach, była możliwa tylko przy niskich stanach wody.
Warto tu przypomnieć, że jeszcze kilkanaście lat po wojnie droga przez Puchy stanowiła dogodne połączenie z Radomskiem, które było naszym powiatem.

Dlaczego przez Puchy a nie przez Ważne Młyny i Brzeżnicę – jak dzisiaj? – spyta młodzież.

Otóż pierwszy wóz konny na gumowych kołach sprawił sobie chyba Majchrzak i Kopera w 1956 roku. A to znaczy, ze zwykłym „żeleżniokiem” - jak nazywano wozy o stalowych obręczach - lepiej się jechało drogą gruntową niż np. po bruku wapiennym jakim była wyłożona ówczesna droga do Brzeżnicy. To był też powód, że nawet do Brzeznicy, przeprawiano się brodem na Moczydłach. Także podróż na własnych nogach lub rowerem była dobrym skrótem przez Moczydła lub Puchy.

Przy okazji ciekawostka rowerowa.
Przed wojną tylko czterech mieszkańców Prusicka posiadało rowery.
Właściciel roweru musiał go zarejestrować w wydziale komunikacji w Radomsku i potem otrzymywał metalową tabliczkę rejestracyjną którą należało trwale przykręcić pod ramą roweru.
Byłem posiadaczem takiej historycznej tabliczki. Była metalowym odlewem, na której był napis „Radomsko” a pod spodem również odlany (wypukły) trzycyfrowy numer rejestracyjny.
Pewnie taki odlew był kosztowny, ale też skutecznie zapobiegał fałszowaniu numerów; – tak myślę!?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Stasiex




Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Jastrzębie Zdrój / Prusicko

PostWysłany: Sob 10:23, 21 Mar 2009    Temat postu:

Do Zenon z Prusicka
Rozmawiając z mieszkańcami Prusicka na temat młyna o rejonie opisanym w poście oraz mostu na rzece Warcie , pozostałości po tych obiektach można było jaszcze dostrzec do końca lat 70 – tych. Starsi mieszkańcy Prusicka jeszcze pamiętali most na Warcie gdzie on służył jako przeprawa do młyna. Jeśli chodzi o pozostałe okoliczne młyny to były w Kijowie na odnodze Warty a drugi na strudze w Borkach (okolice Zakrzówka Szlacheckiego) . Osadę Puchy doskonale pamiętam z tego względu że jako mały chłopiec chodziłem na sianokosy z rodzicami , na łąki kośne zwane ( łęgi ) .Dlaczego ten temat jest mi szczególnie znany : transport siana odbywał się przy niskich stanach wód rzeki Warty po przez tzw brud a przy wysokich stanach przez Zakrzówek i dalej w kierunku Ważnych Młyn . Sprawa kładki na rzece Warcie jest mi też doskonale znana , istniała do lat 60 –tych i służyła (jak słusznie zauważyłeś do skrócenia drogi do okolicznych wiosek ( Jankowice ,Zakrzówek ) a nawet do Radomska czy Ładzic . Niektórzy mieszkańcy osady Puchy na okres zimy przeprowadzali się do swoich siedlisk w Prusicku


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Stasiex




Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Jastrzębie Zdrój / Prusicko

PostWysłany: Pon 19:47, 23 Mar 2009    Temat postu:

Prezydenci władz na emigracji 1939 - 1990
Prezydent Okres
Władysław Raczkiewicz 30 IX 1939 - 6 VI 1947
August Zaleski 9 VI 1947 - 7 IV 1972
Stanisław Ostrowski 8 IV 1972 - 8 IV 1979
Edward Raczyński 8 IV 1979 - 8 IV 1986
Kazimierz Sabbat 8 IV 1986 - 19 VII 1989
Ryszard Kaczorowski 19 VII 1989 - 9 XII 1990


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Zenon z Prusicka




Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:01, 31 Mar 2009    Temat postu:

Chyba najwięcej informacji historycznej na forum dotyczy Prusicka z okresu XVIII wieku. Ale dlaczego, bliższy nam wiek XIX, jest tak skromnie prezentowany?

Nie można udzielić jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Ale można przyjąć, ze schyłek XVIII wieku to okres upadku wsi jako zwartej gospodarczo miejscowości. Upadek spowodowany licznymi pożarami, powodziami, epidemiami cholery i upadkiem państwowości Rzeczpospolitej w której poza warcholstwem dworu szlachty, straciliśmy niezawisłość państwowa co doprowadziło do rozbiorów.

W konsekwencji , według danych z 1830 roku, Prusicko liczyło tylko 320 mieszkańców. Z danych regestrów podatkowych z tego okresu, byliśmy nadal wioską pańszczyźnianą, już bez siedziby możnowładcy Męcińskiego, karczmy, kościoła itp.

Jeżeli przyjąć, że uwłaszczenie chłopów prusickich nastąpiło dopiero w drugiej połowie XIX wieku, to i tak sytuacja materialna przeciętnej rodziny nie uległa poprawie, bo kryzys gospodarczy w trzecim rozbiorze był najbardziej dotkliwy w historii naszego regionu.

Słowem, Prusicko w tym czasie nie miało znaczenia gospodarczego i politycznego w Guberni Piotrkowskiej, stąd omijały je skutki powstań narodowych, poza jedynym epizodem powstańczym w 1864 roku.

Jakie więc było to Prusicko w czasach naszych pradziadów od 1870 roku do wybuchu I wojny światowej?

W odpowiedzi można posiłkować się opowiadaniami starszych mieszkańców Prusicka w z lat 50 - tych którzy z kolei powoływali się na wiedzę przekazywaną im przez swoich rodziców, żyjących u schyłku XIX wieku w Prusicko. Jeżeli do tych relacji dodać obowiązujące wówczas prawo w naszej guberni i konfrontując je z dokumentami historycznymi innych miejscowości naszego regionu to z dużym prawdopodobieństwem można taką rzeczywistość historię opisać następująco;

Jeżeli przyjąć, że w Prusicku było w owym czasie około 400 mieszkańców i zakładając, że w rodzinie wielopokoleniowych żyło statystycznie dziesięć osób (dzieci, rodzice i dziadkowie) to domostw (gospodarstw) mogło być około 40.

Jakie to były domostwa?

Najczęściej jednoizbowe, które oddzielała od przyległej obory sień służąca jako podręczny magazynek na sprzęty i odzież domowników. W izbie mieszkalnej był zwykle okazały piec w budowanym piekarnikiem, jedno okno i miejsce na dwuosobowe prycze do spania. Środek izby zajmował stół i proste drewniane ławy. Mieszkania dwuizbowe było luksusem i służyło do spania liczniejszej rodzinie. Druga izba nie była ogrzewana, ale za to miała lepszy wystrój i stanowiła reprezentacyjne pomieszczenie w czasie kolędy, wizyty urzędników czy doktora.
Charakterystyczną cechą drugiej izby była drewniana podłoga, bo w pierwszej izbie – kuchni - stosowano tylko gliniane klepisko.
Takich jednoizbowych domów z przyległą oborą było jeszcze w latach 50. (jak dobrze pamiętam) chyba z 5 w samym Prusicku, nie licząc kolonii. Oczywiście były to już zabytki z dawnych lat i chyba najdłużej ostała się chałupa Piecha i Zajadaczki oraz dwuizbowa – Jagiełków. Przed II wojną takie jednoizbowe chałupy z przyległa oborą były prawie normą „architektoniczną” w zabudowie Prusicka.
Pewnie takich „zabytków” byłoby więcej jeszcze w latach 50 – tych, gdyby nie pożary, które strawiły większość takich zabudowań. Jeden z takich pożarów (chyba tuż przed II wojną) spowodował doszczętne spalenie domostw od zabudowań Tomaszewskich do stawku strażackiego.
Oczywiście, z punktu widzenia współczesnych nam czasów, może się wydawać, że ówcześni ludzie nie mieli ambicji czy pomysłów na lepsze standardy mieszkaniowe. Trzeba jednak uwzględnić potrzeby i styl życia mieszkańców Prusicka ponad 100 lat temu..

I tak – piec kuchenny, okazały w swojej masie, na którym ważono strawę i w którym pieczono chleb, był doskonałym środkiem do ogrzewania izby. Jak pamiętam, trzymał ciepło bez palenia nawet całą dobę. W izbie, praktycznie w ciągu dnia urzędowała tylko gospodyni. Dorośli i starsze dzieci, były przecież zajęci praca w gospodarstwie. A szkoła?
- Owszem, była - ale trzyklasowa i działała w okresie zimy. Szkoła mieściła się w wydzierżawionej izbie chłopskiej, gdzie lekcje miały jednocześnie trzy klasy. Nie było obowiązku uczęszczania, stąd ilość uczniów była niewielka. Stary Julek Włodarczyk wspominając czasy swojej młodości mawiał, że do szkoły chodziło tylko jedno dziecko z rodziny, by ktoś potrafił przeczytać nakazy podatkowe lub carskie ukazy. Drugą przeszkodą był brak stosownej odzieży dla dzieci w okresie zimy.

Obowiązek szkolny polegający na ukończeniu pięć klas szkoły podstawowej został wprowadzony dopiero po II wonie światowej. Dalsze kształcenie dzieci było możliwe tylko wówczas kiedy dziecko było wybitnie zdolne i jego rodzice byli w stanie utrzymać dziecko w internacie w pobliskich miasteczkach. Z relacji starszych mieszkańców wiadomo, że były przypadki sponsorowania dalszego kształcenie bardzo zdolnych dzieci przez księżną Rozalię Lubomirską.

Wracają do czasów przed I wojnę światową, warto opisać warunki materialne większości rodzin, już po reformie uwłaszczeniowej.
Nie zajmując tu miejsca na opis prawa uwłaszczeniowego, znanego z lekcji historii o działalności Tymczasowego Rządu Narodowego i w zasadzie po trzecim rozbiorze bardzo podobnego prawa carskiego, to uwłaszczenie prusickich chłopów zakończyło się w latach 1864 – 65.
Z dokumentów podatkowych i map geodezyjnych z lat 1885 – 1905 (pisałem o nich w pierwszym poście) około 5 lub 6 chłopów miało gospodarstwo o powierzchni jednego łana (17 ha) drugie tyle, posiadało połowę łana a zdecydowana większość miała w dyspozycji od kilku do kilkunastu mórg.
Tylko posiadacze dużych gospodarstw o powierzchni ponad 1 łana, mogła żyć stosunkowo normalnie. Posiadacze połowy tego areału, nie głodowali, bo mogli zgromadzić na zimę odpowiednią ilość kartofli i kapusty. Pozostali, niestety, na przednówki jadali lebiodę i czasami skradzioną rybkę, lub dzikiego królika złapanego w sidła.
Taka sytuacja było dość powszechna w całej Guberni Piotrkowskiej. A była, jak zwykle ze szkodą dla chłopów. Prawie wszędzie właściciele ziemscy, w ramach uwłaszczenia, przekazywali ziemię najgorszej jakości i grunty zalewowe. Były procesy, jak wszędzie – ale zwykle chłopu wiatr w oczy wiał, i płacił tytułem podatków czynsz oraz odrabiał pańszczyznę, co w sumie pochłaniało 90% jego dochodów. Ale o tym, może w innym poście…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Zenon z Prusicka




Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 12:06, 17 Kwi 2009    Temat postu:

Otrzymałem informację telefoniczną od nieznajomej mi pasjonatki historią okolicznych miejscowości wokół Częstochowy.
Informacja tyczyła możliwości nabycia w częstochowskim antykwariacie przy ulicy Kościuszki, map historycznych naszego Prusicka. Są tam podobno dokładne mapy sztabowe z XIX wieku i z okresu po I wojnie światowej.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Zenon z Prusicka




Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 11:11, 30 Kwi 2009    Temat postu:

Ponieważ nie ma już ciekawszych postów na temat historii Prusicka, wrócę do rozwinięcia idei uwłaszczenia chłopów ze szczególnym uwzględnieniem Prusicka i okolic.

W jednym z postów odwoływałem się do mojej wiedzy historycznej nabytej z okazji reformy scalania gruntów w Prusicku w latach 1964 – 65 przez inż. Wacława Batogowskiego z Warszawy, który w swoim biurze posiadał dokumenty własności rolnych z drugiej połowy XIX wieku.
Jak już pisałem wcześniej, materiał dokumentacyjny był obfity, ale z powodu braku moich doświadczeń w analizach takich materiałów, pozostały mi w pamięci tylko te fakty, które budziły zdziwienie.
I tylko takie fakty zapamiętałem i tylko takie opiszę, których dane nie budzą zastrzeżeń.

Najpierw jednak przypomnę kilka ogólnych metod (zasad) uwłaszczania chłopów które obowiązywały w naszym regionie;

1.Każda rodzina chłopska otrzymywał na własność działkę zabudowy gospodarczej o powierzchni około jednej morgi. Te działki były rozmierzane od dzisiejszej drogi głównej, z jednej strony do skarpy przed bagnami (dzisiejsze łąki) a z drugiej strony sięgały drogi „za stodołami”.
2.Do takiej działki miał też prawo rzemieślnik wiejski który przed uwłaszczeniem prowadził określoną działalność usługową. Nie miał jednak prawa do gruntów ornych z tytułu uwłaszczenia.
3.Działka zabudowy składała się z części zabudowy (chałupa, stodoła, obory) jako „podwórko” i przyległego do niej ogrodu.
4.Prawo do takiej działki miały tylko te rodziny (małżeństwa), które miały przynajmniej kilkuletni „staż” pracy pańszczyźnianej i oczywiście, nie byli w spisie powstańców, burzycieli porządku lub więzieni za działalność polityczną.
5.Prawo do zbywania działki ( sprzedaży) było obwarowane odpowiednimi przepisami. Jeden z nich dotyczył spłaty wartości działki wobec pierwotnego właściciela przez państwo lub uwłaszczonego chłopa. Prawdopodobnie, w Prusicku, połowę spłacał skarb państwa a resztę obdarowany chłop. Wydaje się, że okres spłaty wynosił około 10 lat. Do czasu spłaty działka była własnością państwa. Drugi warunek: działka zabudowy wraz z zabudowaniami z nabytymi już tytułami własności, mogła być sprzedana tylko takiemu nabywcy, któremu na kupno wyrażała zgodę władza powiatowa (gubernialna)
6.Zasada wykupu gruntów podana wyżej jest tylko domniemaną metodą, wynikającą z analiz obciążeń podatkowych. Powszechnie stosowaną normą prawną w okręgu wieluńskim, było nadanie własności działki zabudowy i kilku mórg gruntów ornych z tytułu wykupu przez skarb państwa. Do tego areału każdy „obdarowany” chłop mógł otrzymać np. pięć mórg, których wartość rynkową spłacał w ratach przez pięć do dziesięciu lat. Z tego powodu w rejestrach podatkowych były cztery rubryki rodzajów obciążeń podatkowych; za działkę zabudowy, za grunty orne, za fajerkasę (ubezpieczenie) i ostatnia rubryka, za grunty „przykupne”, które tyczyły tylko kilkunastu chłopów z Prusicka. W zasobach map geodezyjnych z 1890 roku, które przeglądałem u inż. Batogowskiego, trafiłem na ciekawy dokument potwierdzający powyższe zasady. Było to zaświadczenie wydane przez Urząd Skarbowy dla Józefa Kopińskiego prawdopodobnie konieczne do aktu zbycia części majątku. W treści dokumentu było potwierdzenie własności działki zabudowy o powierzchni morgi, gruntów ornych o powierzchni 7 mórg i gruntów przykupnych o powierzchni 5 mórg spłaconych w połowie.
7.Grunty orne „przykupne” na mapach regestrów podatkowych były oznaczane specjalnymi numerami działek i odrębnym kolorem. Nie jestem tego pewny, ale jak dobrze pamiętam, grunty te były zlokalizowane na obecnych gruntach ornych w Jedlach i Zadziałach.

W opinii znawców polityki uwłaszczeniowej, grunty „przykupne” - według obecnej nomenklatury – grunty w lizingu, nie tylko aktywizowały społeczność wiejską w powiększaniu areałów ale były też motywacją do płacenia podatków. A motywacja była prawna. Otóż w przypadku zaległości w podatkach, na ich poczet zabierano grunt przykupny a kwota dokonanej już spłaty była przeznaczana na zaległe podatki.
Oczywiście, powyższe zasady nie były jakimś specjalnym aktem prawnym dla Prusicka. Po prostu, były to zasady stosowany w całym naszym regionie (okręg Wieluński) stąd należy wnosić, ze i nasza wioska była tak samo traktowana.
Wysokość podatków była zależna od klasy gruntów. Nie były to jednak normy obecne stosowanej kwalifikacji. Wówczas klasę gruntów określano na podstawie ilości zbioru żyta z jednej morgi. Na dobrych gruntach norma ta wynosiła około 10 kwintali, na słabych około 6 kwintali.
Oczywiście, poza podatkami były nałożone inne obciążenia na rzecz państwa, takie jak obowiązkowy szarwark, podwody, stróża nocna itp.

I kilka faktów tyczących gruntów rolnych przydzielanych w procesie uwłaszczenia.

Można twierdzić na podstawie wykazów składników podatkowych obciążających przeciętne gospodarstwo chłopskie, że po uwłaszczeniu każda rodzina (z prawem jak przy działkach zabudowy) posiadała około 10 morgów ziemi ornej (5ha). Co ciekawe, nie było w wykazach podatku od pastwisk i łąk oraz powierzchni zalesionych. Prawdopodobnie, podatek za te użytki, był wliczany w podatek gruntowy.
Dlaczego?
Otóż w Prusicku, było dość duża powierzchnia tzw. serwitutów i deputatów jako własności gromadzkiej. Np. prawie całe Porąbki stanowiły własność gromadzką, a była to powierzchnia przekraczająca 200 mórg. Deputaty leśne były przyległe do Porąbek a ich powierzchnia była podobna do powierzchni pastwisk na Porąbkach.
Do użytku gromady były też wydzielone tereny jako kopalnie kamienia wapiennego i gliny. Kamieniołom wapienny był zlokalizowany w miejscu z którego wydobywano materiał budowlany jeszcze po II wojnie ( powszechnie znany). Gromadzka kopalnia gliny była zlokalizowana na działce po drugiej stronie drogi od zbiornika pożarowego. Żwirowisko gromadzkie – położenie dzisiejsze – było nieco większe bo sięgało aż do dzisiejszej zabudowy Bednarskiego.
W sumie powierzchnia serwitutów i deputatów była porównywalna do powierzchni gruntów ornych i stanowiła powierzchnię około 300 ha.
Warto dodać, że teren od Wielgiegu Smugu, przez Ogródki do obecnej drogi na Moczydła był traktowany jako nieużytek i stanowił własność państwa. Oczywiście, to czas kiedy te tereny nie były zmeliorowane (pierwszy odcinek rowu wykonano w okresie międzywojennym) i praktycznie były gromadzkim pastwiskiem tylko w czasie bardzo suchego lata.
Dodam, że grunty Rzędowia, Zapola i od drogi na Moczydła do szosy w Kaflarni były jeszcze administrowane przez właścicieli Kruszyny – hr. Lubomirskich.
Nie jestem pewny, ale wydaje mi się, że właścicieli gruntów (kmieci) przed uwłaszczeniem było w Prusicku tylko kilku. Przypuszczam, że w ramach uwłaszczenia (zasady wieluńskie) też otrzymali jakieś grunty. Przypuszczenie to opieram na fakcie posiadania przez kilka rodzin z Prusicka areału upraw rolnych powyżej 20 mórg, z czego tylko z kilku hektarów spłacali należność uwłaszczeniową.

Wydaje się, że proces uwłaszczeniowy trwał do początków XX wieku. Ba! – były przypadki procesów sądowych w tej sprawie jeszcze w okresie międzywojennym. Taki proces regulacji prawnej z tytułu nadania gruntów toczył mój dziadek Stanisław z ks. Lubomirską. A chodziło o kilka hektarów lasu na Puchach, których właścicielem był ojciec mojego dziadka jeszcze przed powszechnym uwłaszczeniem. Prawdopodobnie w bałaganie biurokratycznym w procesie wykupu gruntów od właścicieli, własność mojego pradziadka potraktowano jako „dobra zamienne” bez rekompensaty w postaci gotówki lub w zamian na grunty orne. Dziadek proces wygrał i jak wiem z opowiadań ojca, tylko dlatego, że miał zachowane „kwity podatkowe” jeszcze z czasów przed uwłaszczeniem a które potwierdzały położenie owej własności.

Przykład powyższy ilustruje zagmatwane sprawy własności ciągnące się latami. Z tych powodów, jak to uzasadniał inż. Batogowski w czasie scalania gruntów w 1965 roku, były konieczne zbiory archiwalne map geodezyjnych i regestrów podatkowych z drugiej połowy XIX wieku.
Pewnie starsi mieszkańcy Prusicka pamiętają metodę płacenia podatków za przodków którzy już dawno zmarli. Otóż zwyczajowo, unikano rejentalnych dokumentów podziału majątków na spadkobierców z powodu kosztów.
Przykład.
Po zmarłych rodzicach, dzieci dzieliły grunty miedzy siebie wyznaczając granice własności na słowo honoru. Także uzgadniano część kwoty podatku do spłacenia. Taką informację przekazywano sołtysowi a ten notował tylko dla siebie przyjęte zobowiązania podatkowe. Ważne bowiem było, by podatek od areału był zapłacony – a kto go płacił, nie było zmartwieniem powiatowych Urzędów Skarbowych. Słowem, sołtys miał zadanie przyjmować podatki i rozliczyć się z całego areału podatkowego wioski a nie indywidualnego użytkownika.
Inż.. Batogowski, musiał więc z tego bałaganu „historycznych właścicieli” ustalić aktualnych z imienia i nazwiska. Rzecz godna zauważenia, miał prawo legalizacji bez aktów notarialnych własności, których prawdopodobnie mało kto w Prusicku posiadał.
Jestem też beneficjentem tej okazji, a właściwie moi rodzice. Rodzice chcieli, by pozostałość gruntów po przekazaniu części na skarb państwa za emeryturę rolniczą mamy, przepisać na siostrę. Pogadałem z inżynierem o sprawie, jako pełnoletni wyraziłem wolę zrzeczenia się mojej części spadkowej na rzecz siostry i to wystarczyło, by bez sądów i notariusza, po pięciu minutach odpowiedniego wpisu w jego dokumentach, siostra stała się jedynym spadkobiercą.
Nie byłem wyjątkiem. Jak wiem tak sposób ustalania własności zdarzał się i nie tyko z takich powodów. Np. niektórzy rolnicy, „prawem kaduka” przywłaszczyli sobie grunty po byłych deputatach za które nawet nie płacili podatków. Jeżeli te grunty nie stanowiły sporu sąsiedzkiego, były przypisywane użytkownikowi na prawie „zasiedzenia”.
Ale to już historia. Historia najnowsza, ale myślę, że godna odnotowania dla przyszłych pokoleń.

.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Zenon z Prusicka




Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 16:06, 03 Maj 2009    Temat postu:

Pani Krystyna – emerytowana nauczycielka historii z Piotrkowa, urodzona i wychowana na wsi pod Wieluniem, zechciała wnieść uwagi (przez skype) o moim ostatnim poście oraz dodać coś od siebie, ponieważ historia uwłaszczenia w naszym regionie była jej dość bliska bo tyczyła tematyki jej pracy magisterskiej.
W czasie rozmowy, zachęcałem ją do napisania postu, ale odmówiła, ponieważ - jak twierdziła – pisanie komputerowe jest jej obce a jedyne co potrafi, to przeglądać strony internetowe.
Z tych powodów piszę ten post jako streszczenie naszej półgodzinnej rozmowy.

Oto jej korekta do moich poprzednich wypowiedzi:

Na początku procesu uwłaszczenia nie przydzielano określonej ilości gruntów, jak sugerowałem, ale zmieniano tylko formę własności posiadanych wcześniej przez chłopów gruntów zagrodowych i pól.
Zdaniem pani Krystyny, w czasach pańszczyzny w naszym regionie, był praktykowany zwyczaj zakładania a potem rozwijania wsi pańszczyźnianej który mniej więcej wyglądał następująco;

1.Wyznaczono główną drogę i od niej w jedną i drugą stronę wyznaczano grunty zagrodowe o powierzchni około jednej morgi (0,5 ha). Działki te już zabudowane nosiły nazwę działkami zabudowy, a pozostałe, do czasu zagospodarowania były traktowane jako grunty orne. W miarę rozwoju społeczności chłopskich, świeżo zakładane rodziny otrzymywali w zamian za pańszczyzną kolejną działkę (grunt zagrodowy) do zagospodarowania w działkę zabudowy.
2.Grunt zagrodowy był też wyznaczanym miejscem na założenie zakładu rzemieślniczego lub karczmy. Od połowy XVIII wieku, w naszym regionie, za działkę zabudowy chłop odrabiał pańszczyznę a rzemieślnik lub karczmarz płacił czynsz.
3.Za działkę zabudowaną chłop odrabiał osobną, wyższą pańszczyznę. Z tego powodu, dokąd wielopokoleniowa rodzina chłopska mogła się gnieździć w jednej zagrodzie, niechętnie korzystano z przywileju obdarowywania gruntem zabudowy. Zdaniem pani Krystyny, rodziny wielopokoleniowe osiadłe na takiej gruncie zabudowy liczyły wówczas około 10 osób.
4.Dość skomplikowany był przydział gruntu dzierżawnego dla chłopa, ponieważ obszar ten był zależny od możliwości wywiązania się pracą członków rodziny na rzecz właściciela gruntów. I tak, w wiosce pani Krystyny, obciążenie pańszczyzną członka rodziny zdolnego do pracy, wynosiło około 15 dni roboczych w miesiącu. Pozostałe 10 dni roboczych wystarczało na użytkowanie około hektara gruntu na osobą. Z tych powodów optymalny obszar dzierżawionych gruntów na rodzinę wielopokoleniową wynosił od 5 do 10 mórg.

To tyle w skrócie, przyznam dość skomplikowanego i nudnego wykładu, udzielonego mi przez panią Krystynę. Ale podane informacje tyczące prawdopodobnego stanu rzeczy przed uwłaszczeniem, wyjaśnia wiele innych zagadek i problemów dotyczących Prusicka po uwłaszczeniu.

Problem pierwszy;
Pierwsza faza uwłaszczenia wydawała się prosta i sprawiedliwa społecznie. Po prostu, od pewnej daty, chłop pańszczyźniany otrzymywał użytkowaną działkę zabudowy i dotychczasowo użytkowane grunty rolne na własność potwierdzone na piśmie (akt uwłaszczeniowy). Niestety, wraz z aktem uwłaszczeniowym otrzymywał załącznik obciążenia podatkowego za otrzymane grunty. Niestety, mała powierzchnia areału, nie dawała tyle dochodu, by chłop miał z czego zapłacić należny podatek. Jedynym sposobem dodatkowego dochodu, była dodatkowa praca na pańskim, jako robotnika najemnego. To prawda, że nie była już to praca przymusowa, ale stała się „pracą konieczną”. Słowem – byt materialny chłopa zmieniał się tylko w niewielkim stopniu.

Dopiero w drugiej fazie uwłaszczenia, chłop otrzymywał dodatkowy areał od państwa, który w jakiś sposób gwarantował mu samowystarczalność materialną z pracy na roli. W międzyczasie okazało się, że zgodnie z dekretem uwłaszczeniowym, prawo do gruntów miały też członkowie rodzin, które dotychczas bytowały w rodzinach wielopokoleniowych.
Zdaniem pani Krystyny, druga faza uwłaszczeniowa w Prusicku mogła mieć miejsce około 1890 roku i dokumenty regestrów podatkowych o których pisałem w poprzednim poście, dotyczyły realizacji tej fazy uwłaszczeniowej.

W drugiej fazie uwłaszczeniowej, była stosowana zasada, ze każda rodzina ma prawo do gruntów rolnych o powierzchni przynajmniej 10 mórg i do działki zabudowy. Odstąpiono też od rygoru zwartej zabudowy wioski, co oznaczało, że można było się wybudować blisko swoich gruntów rolnych. Sugestie pani Krystyny wydają się prawdziwe, ponieważ dopiero po roku 1890 powstawały kolonie takie jak Jedle, Wysrowek, Góry, Murowaniec, Zapole, Rzędowie itd. (na starszych mapach, były tylko kolonie Puchy i Mieroszowy – prawdopodobnie, jako wydzielona własność kmiecia).
Jej zdaniem, błędna też była moja interpretacja „gruntów przykupnych”. Otóż grunty przykupne oznaczały grunty rolne, które przed datą uwłaszczenia były gruntami dworskimi na których odrabiano pańszczyznę. Wykupione przez państwo w celu przeprowadzenia drugiej fazy uwłaszczenia były nazywane „przykupnymi”. Wbrew temu co sugerowałem, grunty te miały podobną stawkę podatkową jak grunty które wcześniej były „dzierżawione” przez chłopów w ramach pańszczyzny.

Opisany w moim poście fakt istnienia w 1890 roku serwitutów i prawa do deputatów świadczy - zdaniem p. Krystyny - że Prusicko było na szarym końcu w kolejce do pełnego uwłaszczenia. Np. w jej wiosce, serwituty tez rozdzielano w ostatniej kolejności, ale odbyło się to już w roku 1887.

Przyznaję, ze cały ten proces uwłaszczenia nie należy do interesującej historii Prusicka jako wioski. Ale dla mnie, a mam nadzieję dla wielu starszych mieszkańców Prusicka, może posłużyć do lepszego zrozumienia sensu opowiadanych historyjek naszych dziadków i ciotek, które opowiadając o swojej młodości, byli często posądzani o życiorysowe konfabulacje. Dzisiaj wiem, że ich opowieści były prawdziwe, tylko my młodzi, nafaszerowani teorią historyczną w „socjalistycznej” szkole, nie znaliśmy do końca procesów uwłaszczenia ani też sytuacji chłopa po uwłaszczeniu.

Pamiętam snute wspomnienia z lat młodości starego Wojtasika, który z uporem twierdził, że przed wojną odrabiał pańszczyznę. Trzeba było wówczas dopytywać o szczegóły by dowiedzieć się więcej o prawdzie.
A prawda była pośrodku.

Otóż jego rodzina, jakimś niesprzyjającym okolicznościom historycznym, ostała się na kilku morgach własności i działce zagrodowej. To było za mało, by stać się samowystarczalnym finansowo w utrzymaniu rodziny. Z tych powodów dzierżawili kilka dodatkowych dworskich morgów za które zamiast płacić gotówką świadczyli pracą na rzecz dzierżawcy (dworu w Kruszynie). Dla Wojtasika była to pańszczyzna, bo w świadomości społeczności Prusicka, kojarzyła się z czasami przed uwłaszczeniem. W rzeczywistości, był to tylko sposób rekompensaty za dzierżawę gruntu (świadczenie pracą) ale było to już świadczenie wynikającej z umowy dwustronnej a nie przymusu prawnego z czasów przed uwłaszczeniem.
Nie ulega wątpliwości, że proces uwłaszczeniowy w Prusicku trwał stosunkowo długo. Jak wiadomo, nieużytki jako własność państwowa, takie jak zdatne do użytku pastwiska po byłych rozlewiskach Warty (Ługi, łąki za stodołami, Rzycysko, zostały rozdzielone dopiero na początku XX wieku.
W międzyczasie, rosły areały niektórych chłopów w wyniku zakupu gruntów (był już wolny obrót gruntami) wiana w wyniku małżeństw, ale też bywało odwrotnie; niektórzy trwonili posiadłości w wyniku długów karcianych, pijaństwa a w innych przypadkach, w wielodzietnych rodzinach po podziale spadku, dzieci zostawały przy skrawku ojcowizny.

Oczywiście, interesujące byłyby ilustracje życia społeczności naszej wioski w tamtych czasach – tuz przed uwłaszczeniem i po uwłaszczeniu.
Wydaje się, że można swoją wyobraźnię z tamtych czasów, sycić takimi powieściami jak „Noce i dnie”, „Chłopi” itp.
Bardzo prawdopodobnym jest, ze i w Prusicku żył – był jakiś Boryna, Jagustynka i rozpustna Jagusia. I zapewnie był jakiś administrator typu Niechcic z podobnymi problemami małżeńskimi. Zapewnie byli, tylko nosili trochę inne nazwiska a ich losy były bardziej lub mniej dramatyczne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Zenon z Prusicka




Dołączył: 29 Sty 2009
Posty: 37
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 12:53, 17 Maj 2009    Temat postu: historia dla najmłodszych

- Zenek – do mnie!
Taki rozkaz nauczycielki z mojej szkoły podstawowej oznaczał tylko egzekucję wymierzania kary, najczęściej w formie „łap” , za konkretne przewinienie w czasie lekcji.
W drodze na środek klasy, najpierw w myślach kłębiły się pytania dotyczące narzędzi w wymierzaniu kary. Mógł to być piórnik koleżanki Krystyny – wąski ale ciężki bo wykonany z drewna dębowego. Mogła to być linijka, narzędzie delikatne, wręcz symboliczne, używana do łap wymierzanych klasowej płci pięknej. Ale mógł to być również cyrkiel tablicowy, dużego kalibru narzędzie kary, po którym puchły dłonie już po wymierzeniu kilku łap.

Kiedy już stawałem na miejscu kaźni - pod tablicą – wiedząc już jakim narzędziem będzie dokonana egzekucja, szybko, bardzo szybko podejmowałem decyzję jaką przyjąć postawę w czasie wymierzania kary. Opcji postaw było kilka. Jedna z nich, uchodząca za bardzo męską, było zachowanie maski obojętności wobec bólu. Za super męską postawę, uznawano też postawę skazańca na którego twarzy był kamienny „uśmiechu politowania” w trakcie egzekucji.
Oczywiście, że ten epizod lekcyjny, był jedynym czasem lekcji, kiedy cała klasa milczała wpatrując się z zaciekawieniem w proces egzekucji. Z zaciekawieniem – bo przecież na najbliższej przerwie fakt ten był komentowany a delikwent otrzymywał albo wyrazy podziwu za męską postawę, albo był przedmiotem kpin jako ostatni mazgaj, baba płaczliwa albo maminsynek.

To tyle miłych wspomnień które upoważniają do zadania pytania;

- Czy za przewinienia szkolne wolisz karę fizyczną, czy przymus wysłuchania moralnego „kazania” przez nauczyciela lub rodziców?

Wydaje się, że na tak postawione pytanie, współczesna młodzież odpowiedziałaby zgodnie z prawdą; – Nie wiemy!

Jasne - skąd macie wiedzieć, skoro znacie dolegliwość tylko tej drugiej kary; moralnego pouczania lub zadawanych retorycznych pytań w rodzaju; - Co z ciebie w wyrośnie? Wstyd przynosisz rodzinie? Na psy zejdziesz? Itp.

Ale ja wiem i wiedzą uczniowie z tamtych lat, ze kara fizyczna przynosi lepsze efekty, bo jednocześnie uczy logiki, matematyki i co najważniejsze – nie uwłacza godności wymierzającemu karę ani obdarowanego karą.

By nie wdawać się w teoretyczne rozważania blasków i cieni kar fizycznych, opiszę zasady ich stosowania w naszej prusickiej podstawówce w połowie XX wieku.

Wydaje się, że nauczyciele na jakimś nieoficjalnym spotkaniu, a może był to nakaz kierownika szkoły – Kazimierza Głowackiego - przyjęli następujący taryfikator kar za pospolite przewinienia;
1.za brak pracy domowej – dwója do dziennika..
2.za kolejny brak pracy domowej – trzy łapy piórnikiem, ale bez pały w dzienniku.
3.za następne podobne przewinienie – trzy łapy i wpis do dzienniczka ucznia do podpisu przez rodziców. To ostanie skutkowało dalszymi konsekwencjami kary fizycznej już w domu, która najczęściej polegała na obiciu tyłka skórzanym pasem.
Kary za przewinienia regulaminowe lub obyczajowe:
1.za podpowiadanie lub ściąganie – trzy łapy.
2.za wiercenie się na lekcji – stanie w kącie klasy lub podkręcenie ucha.
3.za palenie papierosów – od kilku do dziesięciu łap.
4.za rozrabianie na przerwach – kilka łap na środku placu szkolnego.
5.za podobne przewinienia dziewczyn, - „koza” lub pisaniem sto razy – „nie będę rozmawiać na lekcji”.
6.i kara najdotkliwsza dla chłopców, w rodzaju skazy na honorze, a polegająca na siedzeniu przez całą lekcję w jednej ławce z dziewczyną. Dodam dla jasności, ze w tamtych czasach istniał wrogi stosunek obyczajowy między chłopcami i dziewczynami. Chłopcy uważali dziewczyny za płeć skarżypytów, wścibskich istot które już w tym wieku uzurpują sobie prawo do oceny naszego postępowania i prób karcenia. Jeżeli absorbowały naszą męską uwagę to tylko dla radości pociągania ich za warkocze, straszenie żabami lub gryzoniami polnymi przynoszonymi specjalnie w tym celu do szkoły. Z perspektywy czasu, myślę, że może tamte dziewczyny, posiadały instynkt przysposobienia nas (tresowania) już w wieku szkolnym, aby za lat kilka, już w małżeństwach, całkowicie przejąć władzę nad nami – chłopami!


Cała ta procedura kar odbywała się bez zbędnych moralnych pouczeń – była szybka, nieuchronna i bolesna. Była bez pouczeń, ponieważ ówcześni nauczyciele nie marnowali czasu lekcji na nudne pogadanki o potrzebie kształcenia i wychowania, bo zapewnie uważali - w przeciwieństwie do obecnych nauczycieli - że każdy młody człowiek wie po co chodzi do szkoły.
- A rodzice?
A rodzice nie mieli czasu na ględzenie o oczywistej oczywistości, bo przecież każdy z nas wiedział, że od wyników w nauce zależy jego przyszłość. .
I mieli rację!
A dla nas, młodych grzesznych, była w tej metodzie logika i matematyka.
Jeżeli nie chciało mi się pisać wypracowania, to wybierałem alternatywę; trzy łapy piórnikiem albo łapy i pasek na tyłek w domu od rodziców. Coś za coś - jasne proste i matematycznie wyliczalne.
Jeżeli nie miałem chęci do nauki, to świadomie wybierałem przyszłość chłopa na kilku hektarach ziemi ornej, posiadającego szkapę, dwie krowiny na co dzień zatroskanego o figle aury, humoru urzędników gminnych i ewentualnej fuchy robotnika w Częstochowie jako palacza, pomocnika murarza lub stróża.
Jeżeli los chłopa wydawał się siermiężny i mało atrakcyjny, to można było go zamienić na inny, bardziej kreatywny, ale niestety - wymagający kształcenia. Proste?! - Proste i aktualne do dzisiaj.
Powyższe argumenty wydają się logiczne, tylko przeczą tej logice wymierzania kary fizycznej za złe wyniki w nauce, tak jakby rodzicom tak bardzo na nich zależało.

Nic bardziej błędnego. Rodzice lali w tyłek po to by dziecko ukończyło obowiązkową podstawówkę bez powtarzania klasy. Bo powtarzanie klasy uchodziło za rodzaj luksusu polegającym - w opinii starszych - na rodzaju wagarów wobec pracy w gospodarstwie rodziców.
Czy, wobec tego, chodzenie do szkoły było rodzajem luksusu?
Ano był!
Zamiast wstawać o świcie, wstawało się o siódmej, jadło bez pośpiechu śniadano, ubierało - zamiast gumowców i wytartych łachów roboczych – elegancki trampki i kolorowe dresy. Potem radość drogi do szkoły w grupie innych kolegów. Potem relaks na lekcjach ze słodką świadomością, że ciało słodko odpoczywa od harówy na polu, albo tylko dlatego, że twoje bose stopy zamiast marznąć na rosie, wylegują się pod ławką szkolną.
W tym relaksie, były też radosne rozrywki lekcyjne. Można sobie było postrzelać z gumki, łapać muchy i topić w kałamarzu, rzeźbić scyzorykiem ławkę szkolną lub w skupieniu, ostrzem cyrkla, dłubać w swędzącej kurzajce.

Po lekcjach, wracało się do domu bez zbędnego pośpiechu. Bo po co było się spieszyć?
Przecież dalszy scenariusz dnia był przewidywalny. Najczęściej po szybkim obiedzie już padały rozkazy ze strony rodziców w wyznaczaniu prac w gospodarstwie. A to oznaczało, że bezzwłocznie należy się przebrać w stare łachy, buty gumiaki i zabrać z sobą pajdę chleba na kolację, którą spożywało się okazyjnie - daleko od domu.

I kilka zdań o wakacjach.

W przeciwieństwie do Was, wakacje były dla nas okresem ciężkiej pracy. Wstawaliśmy już o świtaniu a spać chodziliśmy już o zmroku. To prawda, że nie było wówczas telewizji czy komputerów, ba – nie było przecież nawet energii elektrycznej, ale gdyby nawet były, to wątpię czy ktoś miałby jeszcze chęci do takiej rozrywki.
I to prawda, ze pewnie pozwolono by nam pospać jako dzieciom do siódmej, ale i to było niemożliwe z prostej przyczyny.
Po pierwsze, budziły nas o świcie wszędobylskie muchy, pod drugie – w chałupach dwuizbowych hałas czyniony od świtu przez starszych domowników też nie pozwalał podrzemać choć godzinkę dłużej.

Trzeba jednak przyznać, że mieliśmy też swoje przywileje. Pierwszy przywilej, to wolne przedpołudnie niedzielne dla pasących codziennie krowy. Dla dorosłej młodzieży wolna była od obowiązków cała niedziela, co miało praktyczny cel związany z poszukiwaniem partnera do ewentualnego małżeństwa.
Drugim przywilejem wakacyjnym było niezbywalne prawo do robienia „co mi się podoba” od godziny 12 do obiadu, który zwykle bywał około godziny 15.
A w jaki sposób spędzaliśmy ten wolny czas?
Oczywiście, kto żyw leciał się kapać albo do stawów rybnych albo do Warty. To było prawo, które nikt ze starszych nie próbował go gwałcić. No - może tylko zatroskane matki upominały wówczas swoje maluchy słowami;
- A ino mi się tam gdzie nie utop, bo dostaniesz takie wciry, że popamiętasz……
Nie znam przypadku, by ktoś się utopił. Oczywiście, że jakiś tam maluch przecenił swoje możliwości pływackie, ale zwykle jakiś starszy kolega na czas wyciągał go tylko opitego wodą.
Może dlatego, że maluchy pierwsze szlify pływackie zdobywały na stawach, gdzie miejscami głębokość wody wynosiła od pół do 1 metra. W praktyce, każde dziecko, które stawało się pierwszoklasistą potrafiło już dość dobrze pływać. Pamiętam, że w mojej pierwszej klasie tej umiejętności nie posiadały tylko dwie koleżanki, które z tego powodu bywały przedmiotem kpin.
Po ukończeniu, chyba 10 lat, kąpanie w stawie uchodziło za niegodne dorosłego faceta i dla dziewczyny która już dostawała kształtów „wstydliwych”. Chłopcy zwykle rezerwowali brzeg Warty od strony Moczydeł, a dziewczyny przechodziły na „brzeźnickie” i po tamtym brzegu poniżej Moczydeł miały swoje damskie kąpielisko.

Wracając już do idei wypoczynku wakacyjnego, to myślę, że chyba najgorszy uczeń na początku sierpnia tęsknił już za szkołą. W rzeczy samej – chodzenie do szkoły było wówczas luksusowym przywilejem.
Pewnie dręczy Was teraz pytanie:
- Czy rodzice i młodzież szkolna nie miało ambicji polepszenia sobie siermiężnego wiejskiego bytu, przez dalsze kształcenie po szkole podstawowej?

Ano nie miała!

Były ku temu dwa powody. Pierwszy, miał wymiar materialny. Trzeba bowiem wiedzieć, że pół wieku temu, nauczyciel lub urzędnik gminny zarabiał 700 zł miesięcznie, robotnik około tysiąca a górnik od 1500 do 2500 zl. miesięcznie. Jak z tego widać, nie było motywacji materialnej do dalszego kształcenia.

Drugi motyw, chyba najlepiej umotywować choćby powiedzeniem starego Wybrańca, który zwykł mawiać;
- Wyuczy się taki i będzie musiał nosić kapelusz, by się kłaniać nie tym komu się należy ale tym komu trzeba.
Tłumacząc to mądre twierdzenie tak by mogła je zrozumieć współczesna młodzież, wyjaśniam, że wówczas każdy urzędnik, nauczyciel, dyrektor, naukowiec musiał być członkiem PZPR. A jak wiadomo z historii najnowszej, były to czasy w których liczyła się spolegliwość, lizusostwo i hipokryzja pod przykrywka idei socjalizmu. Jedyną warstwą społeczną, która mogła kłaniać komuś tylko przez szacunek, była warstwa chłopów.

Ideałem materialnym który się sprawdzał w tamtej rzeczywistości, było zdobycie jakiegoś zawodu, który mógł być połączony ze statutem chłopa.
W Prusicku mieliśmy tego dobre tego przykłady. Taką afirmacją bogactwa, było wówczas posiadanie „ceglanego domu”. I tak, mieliśmy wówczas w Prusicku ceglane kamienice których właścicielami był nap. Majchrzak, rolnik - szklarz. Warzecha, rolnik - szewc. Kępa, rolnik – krawiec. Włodarczyk, rolnik – stolarz itp.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Stasiex




Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Jastrzębie Zdrój / Prusicko

PostWysłany: Wto 9:42, 06 Paź 2009    Temat postu:

Zesłanie Ducha Świętego, czyli Zielone Świątki lub Pięćdziesiątnica, są ostatnim dniem pięćdziesięciodniowego okresu wielkanocnego. Zielone Świątki są świętem obchodzonym na pamiątkę zesłania Ducha Św. na Najświętszą Maryję Pannę i apostołów zgromadzonych w wieczerniku w pięćdziesiątym dniu po Zmartwychwstaniu.
W wigilię Zielonych Świąt tak jak w Wielką Sobotę święci się wodę do Chrztu św. Zielone Świątki są dniem dziękczynienia za zebrane żniwo pszenicy. Chrystus przynosi Ducha Św. jako owoc swej ofiary paschalnej i zaprasza swoich synów i swoje córki do swego stołu. Dlatego też wierni proszą o Jego dary dla siebie.
W poniedziałek po Zesłaniu Ducha Św. obchodzi się święto Najświętszej Maryi Panny Matki Kościoła. Po Zielonych Świątkach aż do końca Roku Kościelnego przypada 24 lub 28 niedziel, podczas których używa się zielonych szat liturgicznych, symbolizujących nadzieję zbawienia, na które wierni muszą zapracować przez żywą wiarę i pełnienie uczynków miłości.



Zielone Świątki dawniej - w tradycji ludowej - rozpoczynały lato. Był to czas przejścia, niezwykle ważny dla roślin, zwierząt i ludzi. Świadczą o tym paramagiczne czynności, obecne w obrzędowości ludowej.
Do tych magicznych i tajemniczych obrzędów wykorzystywano głównie zielone gałęzie, kojarzone przede wszystkim z Wielkanocą. Jednak w okresie Zielonych Świąt popularne były gałązki nie wierzbowe, ale przede wszystkim lipowe oraz brzozowe, nieraz także z buka.
Te zielone gałązki wykorzystywane były często w różnych zwyczajach związanych z zalotami. Dawniej bardzo popularnym, a obecnie już zapomnianym zwyczajem było stawianie, przed domami panien, bram z młodych brzózek. - Czynili to kawalerowie w noc poprzedzającą pierwszy dzień świąt. Często taka brama była równoznaczna z oświadczynami.
Wierzono także, że w Zielone Świątki uaktywniały się czarownice, które zbierały rosę, przechadzając się po miedzach i łąkach. Gdy w czasie wędrówek napotkały krzaczastą wierzbę, targały nią i zwracając się do diabła Rokity mówiły: "Rokita daj mleka, oddaję ci duszę i ciało, bo mi się mleka zachciało".
W tym czasie w okres dojrzewania wchodziły zboża. Konieczne zatem było zapewnienie im dogodnych warunków, czyli dostateczną ilość wody i ochronę przed szkodnikami. Najlepiej do tego celu nadawały się zielone gałęzie, które symbolizowały życiową moc rozkwitającej przyrody.
Pola majono gałązkami różnych drzew, w zależności od potrzeb. Olchę zatykano zatem w zagony ziemniaków, aby były białe i sypkie jak krucha jest olcha, natomiast zboża majono leszczyną, aby były giętkie i nie powalał ich wiatr.
Zielone Świątki miały wiele wspólnych elementów z obrzędowością świętojańską i Bożego Ciała. Wszystkie te magiczne czynności i zabiegi miały doprowadzić do pomyślnych żniw, ochronić zboża przed suszą i szkodnikami


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Stasiex dnia Wto 14:49, 06 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Stasiex




Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Jastrzębie Zdrój / Prusicko

PostWysłany: Wto 14:10, 06 Paź 2009    Temat postu:

Witam serdecznie wszystkich
Po dłuższym milczeniu opisów obyczajów naszej miejscowości Prusicko postanowiłem wspólnie z Staśkiem W opisać objazd pól i święcenie plonów na miejscowych polach. Miejscowi rolnicy zachowując tradycję naszych przodków ,chcąc aby zbiory plonów były obfite, stodoły i komory dostatecznie zapełnione prosili miejscowego kapłana o modlitwę i poświęcenie tych plonów na miejscowych polach i polach przynależnych sąsiedniej wioski (Wólka Prusicka)która znajdowała się w granicach administracyjnych parafii Prusicko.
Przechodząc do bardziej opisowego całego korowodu kolumny z moich wspomnień które zapamiętałem , wyglądało wszystko bardzo barwnie z zachowaniem czci i wiary.
W drugi dzień Zielonych Świąt w kościele parafialnym objazd pół zaczynał się mszą poczym ustawiała się procesja , na czelne jechała młodzież i dzieci na rowerach barwnie przystrojonych (koła były wplatane pocięte taśmy z papieru kolorowego (krepiny)między szprychy, w następnej kolejności jechał gospodarz na koniu trzymając krzyż , następnie w bryczce zaprzężonej w dwa dorodne konie odświętnie ubrany gospodarz zasiadał na kozle , miejscowy proboszcz wraz z organistą i ministrantami.
Za bryczką jechali gospodarze na rowerach przystrojonych jak opisałem wcześniej , dopiero podążały zaprzęgi konne wozów na żelaznych kołach z założonymi (półkoskami) które były wyrabiane z wikliny , wozy były poprzystrajane Brzóskami , tatarakiem i szarfami papieru kolorowego a na wozach zasiadały całe rodziny . Tak barwna kawalkada rowerzystów i zaprzęgów udawała się z pieśnią na objazd pól , podążając drogami Prusicka wśród łanów zbóż i roślin okopowych z pieśniami i zarazem zatrzymując się przy okolicznych przydrożnych kapliczkach kierując swoje modły ku niebu o dobre plony i zachowanie tych plonów od wszelkiej niespodziewanej klęski czy gradobicia . Ostatni ołtarz był zbudowany na koloni Zapole , gdzie kończył się objazd i poświęcenie pół . Następnie cały korowód udawał się w kierunku drogi (Częstochowa – Nowa Brzeznica) i w okolicach pól które nazwano (Ogumnie nazwa miejscowa)był drugi korowód z sąsiedniej wioski (Wólka Prusicka) . Proboszcz udawał się z mieszkańcami owej wioski na ich pola . Gospodarze z Prusicka udawali się do domów już drogą do swoich posiadłości w Prusicku.To tradycja była kultywowana do drugiej polowy lat pięćdziesiątych , po czym ówczesne władze zakazały kontynuować tej tradycji , zasłaniając się różnymi przepisami prawa .
Jeśli coś pomyliłem lub pominąłem to bardzo proszę o uzupełnienie

Post został pochwalony 0 razy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Stasiex




Dołączył: 26 Lut 2009
Posty: 78
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Jastrzębie Zdrój / Prusicko

PostWysłany: Wto 14:20, 06 Paź 2009    Temat postu:

Very Happy

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum Nieoficjalnej Strony Gminy Nowa Brzeźnica Strona Główna -> PRUSICKO Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Następny
Strona 3 z 9

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin